Już miesiąc w Izraelu

Tak wiem, wiem co raz bardziej odpuszczam się w pisaniu kolejnych części wspomnień. Musicie mi to wybaczyć, ale tak będzie coraz częściej. Nie pytajcie o przyczyny. Tak już jest i koniec.

 

Minęło chyba półtora tygodnia od ostatniej wiadomości ode mnie. Chyba nie wiele od tego czasu się zmieniło. Nadal jestem zadowolona, szczęśliwa i proszę o więcej tygodni takiego przyjemnego życia. Wielu z was myśli, że jaka ja jestem biedna tak daleko od domu, od bliskich i do tego w kraju który jest w stanie wojny. To oczywiście wszystko prawda tęsknie i martwię się tym co dzieje się na północy kraju. To jednak nie zmienia faktu, że jest mi w Jerozolimie jak u Pana Boga za piecem. Wszystko co potrzebne do życia mam, a czas wolny mogę rozplanować jak tylko sobie chce. Czy mogą być lepsze wakacje, niż te? Och chyba nie.

Miałam napisać kolejny odcinek opowieści z okazji miesiąca pobytu w Izraelu, rocznica ta minęła trzy dni temu. W tedy nie było czasu na to by usiąść i napisać. Teraz jestem po obiadku, dom prawie pusty. Siostry modlą się, a świeckie osoby poszły na zakupy. Czemu nie poszłam z nimi. Panie maja co tydzień tą samą drogę. W chodzą do tych samych sklepów i przymierzają te samą parę butów. Wchodząc do kosmetycznego paczą na ten sam krem z Morza Martwego i na ten sam szampon do włosów. Czy przez tydzień zmieniło się w tych sklepach. Nie, ale ona idą tam jeszcze raz, a za tydzień pójdą znowu. Czasami też lubię chodzić po sklepach, ale po co jeśli i tak nic sobie nie kupię. Zdecydowanie chętniej poszła bym do jakiegoś muzeum lub na spacer do jakiegoś parku gdzie jeszcze mnie nie było. Wybrałam spędzenie najbliższej godziny przy komputerze, gdzie nie ma Internetu, bo coś się chyba zepsuło, a później udam się na mój mały balkonik, by poświęcić się hebrajskiemu i całej stercie zadań domowych. Może to dziwne, ale takie spędzenie po południa wydaje mi się bardziej interesujące niż łażenie ciągle po tych samych sklepach.

Pewnie jesteście ciekawi co nowego w sprawie wojny słychać w Jerozolimie. Musze was rozczarować ciągle to samo. Oprócz słuchania wiadomości ze złymi informacjami z północy, u mnie nadal cisza i spokój. Na mieście nadal nic się nadzwyczajnego nie dzieje. Wszystko tak samo. Może trochę więcej ludzi jest w Jerozolimie, bo kto mógł to przeniósł się tu do swojej rodziny na kolejne dni. W Eilacie jest bardzo dużo Izraelczyków z północy, hotele pękają w szwach. Zapewnienia są, że konflikt potrwa jeszcze dwa tygodnie, przestaje w to wierzyć. Ciągle mam nadzieje, że jak najszybciej się to skończy, do tego z pozytywnym wynikiem. Podsumowując o mnie martwić nadal się nie musicie.

A teraz pewnie czekacie na jakieś fascynujące opowieści z mojego życia. Staram się przypomnieć czy jest coś co zasługuje na większą uwagę. Ok. może zacznę od wycieczek po za Jerozolimę. One cieszą mnie najbardziej, chociaż nie robie ich dużo. Oczywiście ze względu na bezpieczeństwo. W ciągu ostatniego półtora tygodnia byłam dwa razy nad Morzem Martwym, w Betani, w Ein Gedi, na Masadzie i w Betlejem. Może zacznę od końca. Do Betlejem pojechałam zobaczyć wszystkie miejsca, które warto zobaczyć. Tam cisza, spokój i pustki. Praktycznie wszystkie sklepiki po zamykane, a turystów trzeba wypatrywać z dużą uwagą. Niestety przez ostatnie konflikty zarówno na północy jak i na południu liczba turystów spadła prawie do zera. Do Betanii wybrałam się też w bardzo konkretnym celu, odwiedzić kościół franciszkanów. Tam miałam przykrą przygodę, przez nie uwagę pewien człowiek rozwalił mi palec u nogi. Mocno się zdziwiłam, że stamtąd może tyle krwi uciec. Dobrze, że chusteczki higieniczne i wodę zawsze mam przy sobie. Mały opatrunek i już byłam pewna, że będę żyć. Pierwsze wycieczka nad Morze Martwe połączyłam z parkiem krajobrazowym Ein Gedi to jedno z piękniejszych miejsc w okolicy. W zeszłym roku też tam byłam, lecz w tedy było po pożarze. Teraz w dolinie, z kilkoma wodospadami przy których można skosztować zimnej kąpieli w źródlanej wodzie, było dużo zieleni. Trasę pokonuje się w wolnym tempie, od wodospadu do wodospadu, przy których się odpoczywa, kąpie i rozmawia z przechodniami. Pomimo upału wiele osób decyduje się na tą pieszą wycieczkę, bo naprawdę warto. Po miłym spacerku po parku krajobrazowym udałam się 500 metrów dalej na plaże w Ein Gedi. Tam jak to przystało na typowego turystę zachwycałam się specyfiką wody w Morzu Martwym. O tej porze roku, woda przypomina rosół. Nie należy więc do przyjemności spędzanie w niej dużo czasu. Plaża w Ein Gedi jest malutka i kamienista. Ma za tu budkę z dwoma ratownikami, którzy bardzo chętnie poznają swoich plażowiczów. Jak tylko weszłam do wody, jeden z ratowników zbiegł jak sarenka ze stromego zbocza i zaczął do mnie zagadywać. Już po kilku minutach rozmowy zarobił u mnie tyle minusów, że ze spuszczoną głową i na ustach ze słowem przepraszam szybko się oddalił. Jedna pozytywna rzecz z jaką się spotykam podczas rozmów, to szacunek do Polaków. Jesteśmy tu mile widziani i wcale nie jesteśmy kojarzeni tak jak na zachodzie Europy z pijaństwem, kradzieżą i itd. Z dumą wspominam, że jestem z Polski. Za zwyczaj każdy wie cokolwiek o naszym kraju, ale na szczęście nikt nie wspomina o holokauście. Drugą wycieczkę nad Morze Martwe połączyłam z Masadą. Pojechałam tam w towarzystwie Pani Ani, Moniki i siostry Antoniny. Jako jedyna jestem chociaż trochę związana z tematyką, więc po raz któryś bawiłam się w przewodnika. Moja wiedza na temat tego pięknego miejsca wzięła się z przewodnika, który dorwałam w klasztornej bibliotece. Przeczytałam wcześniej i to co w głowie zostało to wystarczyło moim mało wymagającym podopiecznym. Ze względu na sam środek dnia, straszy upał i małą ilość czasu zainwestowałyśmy w kolejkę linową na Masadę. Chociaż były głowy w mojej niewielkiej grupie, że chciały by zdobyć szczyt na nogach. Opowiedziałam im o tym jak ja w zeszłym roku wychodziłam i szczerze odradziłam tego wyczynu pod koniec lipca w samym środku dnia. Tam jak i wszędzie nie wielka liczba turystów, stąd zwiedzanie było bardzo przyjemne. Zakończenie wycieczki było w wodzie w Morzu Martwym.

A co nowego w Jerozolimie? W domu pustki, pojedyncze osoby przewijają się. Przez trzy dni była u nas pani archeolog, z która zawiązałam znajomość. Opowiadała bardzo ciekawie o swoich podróżach, przeżyciach i pracy, a ja oczywiście opowiadałam jej z dużym poświęceniem o swoich zainteresowaniach. Na koniec wymieniłyśmy się wizytówkami i jak będę przy okazji w Rzymie to koniecznie będzie trzeba się umówić na kawę. Była też w zeszłym tygodniu u nas Maja z Warszawy. Studentka medycyny, była tu na wolontariacie w szpitalu w Nazarecie, ale ze względu na jej bezpieczeństwo ostatnie dni spędzała w Jerozolimie. Przecudne dziewczę, ale niestety w nocy wyjechało. Dzisiaj w nocy wyjeżdża doktorant z judaistyki. Planował początków zostać tu do końca września, ale ze względu na sytuacje polityczną zmienił plany i ucieka do Polski. Zmobilizował się i wszystko to co miał zrobić w trzy miesiące zrobił w miesiąc i wyjdzie na tym lepiej niż wcześniej planował. Też bardzo miły, inteligentny chłopak. Jak tak dalej pójdzie to w Jerozolimie zostanę sama i co w tedy będzie. Wszystkie grupy, które planowały przyjazd na sierpień wycofały się, więc co za tym idzie przez miesiąc dom będzie stał prawie pusty. Możemy liczyć, że jeszcze jakieś pojedyncze osoby się trafią. Jutro czeka nas wielkie święto siostra przełożona ma imieniny, więc jutro dom nie będzie pusty. Od rana do wieczora zapewnie będą przewijać się tłumy gości. Z kuchni czuć piękne zapachy. O co tu się jutro będzie działo, ach, och, aż ślinka na samą myśli mi leci.

W miniony czwartek wybrałam się do muzeum Izraela, zabrałam się z ks. Ryszardem i dwoma młodymi dominikanami. Jeden z nich okazałam się braciszkiem mojej koleżanki ze studiów. Jak ten świat mały. W muzeum od zeszłego roku zmieniło się kila rzeczy. Przede wszystkim powstała piękna, nowa makieta Jerozolimy z czasów drugiej Świątyni. Wykonana jest doskonale i wygląda fascynująco. Kolejny raz byłam w muzeum. Tym razem poświęciłam na to całe popołudnie, ale i tak zabrakło mi czasu by oglądnąć wszystko. Chyba wybiorę się w najbliższym czasie tam ponownie, bo naprawdę warto. W tym muzeum znajduje się wszystko i może dlatego warto zapłacić dużo za bilet wstępu i poświęcić dużo czasy na zwiedzanie go, najlepiej chyba cały dzień.