Czerwone plamki
Pierwsze linijki w dzisiejszym odcinku “opowieści z Jerozolimy” poświecę smutnym wieścią. Może uda mi się je przedstawić tak, że wcale nie wydadzą się takie złe.
Tytuł dla maila przychodzi mi do głowy jeden “czerwone plamki na brzuchu”. Jak wam się podoba i z czym się kojarzy? Od kilku dni na moim brzuszku mam wysypkę. Paskudne czerwone plany, które swędzą niemiłosiernie. Miałam już dzisiaj iść do lekarza, ale wydaje mi się, że co z nimi się dzieje, bo zmieniły swoje oblicze. Co najważniejsze rano nie było ich więcej. Teraz już swędzi trochę inaczej, ale za to cały czas. Uważam, że to oznacza gojenie się. Mam jakieś ogłupiające tabletki antyalergiczne, które kupiłam w aptece, maści. Oprócz tego pije ciągle wapno. Mam nadzieje, że będę żyć.
Sytuacja w Izraelu i z sąsiadami wygląda tak. Wszyscy powtarzają, że Jerozolima to najbezpieczniejsze miejsce. Ufam moim informatorom stąd nie denerwuje się. Przed chwilką idąc po kawę oglądałam TV gdzie pokazywali zdjęcia z ataku na Hajfie. Dostałam też mapkę północnego Izraela na której zaznaczone są miejsca gdzie spadły rakiety Libański z opisem ile osób zginęło i ile zostało rannych. W Tel Awiwie ludzie są informowani o schronach i proszeni o zabezpieczanie się na wypadek ataków rakietowych, które są możliwe, a nawet bardzo realne. Wieści z północy nie są dobre, ale cóż my możemy zrobić. Jedno jest pewne na razie nie musicie się o mnie martwić, bo chyba nic mi nie grozi. Mam nadzieje, że jak najszybciej działania zbrojne się skończą. Ta wojna psuje mi moje plany. Miałam jechać do Hajfy w przyszłym tygodniu, plany zmieniłam na inne rejony, ale też nie wiadomo czy nie będę musiała tego odwołać.
W obliczu sytuacji na Bliskim Wschodzie ciężko pisze się o zabawnych sytuacjach, które ciągle mi się przytrafiają. Wokół mnie tak dużo dzieje się ciekawych rzeczy, o których mogła bym pisać godzinami zapisując stronę po stronie.
Dzisiaj Nowy Dom Polski opustoszał. Grupa pojechała na Tabor, a z nią połowa pozostałych mieszkańców. Rozkoszuje się więc ciszą i spokojem. Nadrobiłam trochę snu, pouczyłam się hebrajskiego i zrobiłam zadanie, a teraz przysiadłam do komputera by nadrobić wszelakie zaległości w odpisywaniu na maile i spróbować napisać kolejną część wspomnień. Wczoraj za to po bardzo pracowitym przedpołudniu bawiłam się w przewodnika. Ksiądz odstąpił mi swoją grupę i poszłam z nimi na Górę Oliwną i do Getsemanii. Na Górze Oliwnej odwiedziliśmy siostry Elżbietanki i tak pałeczkę przewodnika przejęła siostra Rafał i to ona opowiedziała kilka słów o powstaniu domu gdzie jest sierociniec. Mówiła bardzo dobrze, chociaż mnie osobiście nerwy puszczały. Opowieść pod publiczność, jak dla mnie bardzo nie obiektywna w sprawach palestyńsko izraelskich. Ona tu jest od 40 lat więc zapewne zupełnie inaczej patrzy na to co ją otacza niż ja. Ciągle obraca się wśród Palestyńczyków. Co ciekawe twierdzi, że same dobre rzeczy ją spotkały z ich strony. Obiecałam sobie, że pójdę do niej jeszcze raz i poproszę o opowieść bez cenzury. Jestem przekonana, że w tedy będzie brzmiało to trochę inaczej i nie wszystko będzie ukazane z różowych kolorach. Tak czy siak dom mają bardzo ładny, warunki też dobre. Piękny widok na starą Jerozolimę i nie tylko. Teraz w domu nie ma dzieci, praktycznie wszystkie pojechały na wakacje do swoich rodzin. Dziwny sierociniec jak większość dzieci ma oboje rodziców. Były tylko trzy dziewczynki. Słodkie i bardzo przyjazne. Wszyscy się nimi zachwycaliśmy. Później poszliśmy do Getsemani i tam po kościele Wszystkich Narodów i Ogrodzie Oliwnym oprowadził nas ks. Mirek. Spadła nam jak grom z jasnego nieba, bo nie byliśmy tam z nikim umówieni. Rzadko się zdarza, że otwierają i wpuszczają do Ogrodu Oliwnego, a nam się udało. Jedna z Włoszek kupiła kilka różańców od arabskiego handlarza. Targowanie się i dyskutowanie było cudowne. Stałam przy niej z Hanią. Była niesamowita, a my zrywałyśmy boki ze śmiechu. Do kłótni dołączył się taksówkarz, którzy zaproponował mi jeden pocałunek, a Włoszka dostanie jeszcze jedne różaniec za te pieniądze, które zapłaciła. Obie stwierdziłyśmy, że różaniec nie jest tego wart, a i tak po kolejnych 10 minutach Włoszka sama wywalczyła kolejny różaniec. Ta kobieta była fenomenalna. Stary Palestyńczyk zabawny, a taksówkarz, no nikt nie wie po co on tam się zaplątał. Ks. Mirek, o którym pisałam kilka zdań wyżej skończył ulpan do którego ja chodzę. Kolejna osoba poznana z którą można było porozmawiać na temat mojej szkoły i nauczycielek.
Kiedyś nie lubiłam poniedziałków, wtorków, śród i czwartków. Zawsze czekałam na piątek i na weekend. Teraz jest zupełnie inaczej. Już od czwartku po południa czekam na poniedziałek by móc pójść do szkoły. Jutro zacznę trzeci tydzień nauki i bardzo się z tego cieszę. Już stęskniłam się za nauczycielkami i moimi kolegami z ulpanu, za śmiechem na zajęciach i radości jakie czerpiemy z zajęć. Nigdy wcześniej tak chętnie nie chodziłam do szkoły, nie robiłam zadań itd. To jest niesamowite.
Chyba wam nie pisałam, że dwa pokoje od mojego mieszka chłopaczek, który skończył judaistyke. Robi teraz doktorat u Pana Dąbrowy i przyjechał zbierać tu materiały do pracy. Kto chodził do biblioteki w zimowym semestrze? Tak to ta sama osoba. Bardzo cichy i wstydliwy chłopaczek, ale mam nadzieje, że jak go odpowiednio podejdę to uda mi się z nim pogadać na temat naszej katedry i do tego jakieś ciekawe informacje wyciągnąć. Jeszcze go o to nie pytałam jak on wspomina 5 lat studiowania i co myśli na temat samej katedry i wykładowców. Ja miej więcej raz na dwa tygodnie dostaje wiadomości przez grono z pytaniem a jak jest na judaistyce, czasami ciężko mi odpowiedzieć.
Rozpisałam się więc skończę pisanie.
Wszystkich bardzo serdecznie pozdrawiam