Zakończenie

Podjęcie się napisania pracy na temat, który wcześniej przez nikogo nie został opracowany, było dla mnie wielkim wyzwaniem i nastręczyło mi wiele trudności. Mam świadomość, że nie wyczerpałam wszystkich możliwości dotarcia do materiałów, które ukazałyby całkowitą prawdę na temat wydarzeń lata 1942 roku w lesie tynieckim. Żywię jednak przeświadczenie, że zrobiłam wszystko, co było w zasięgu moich możliwości. Największą radość sprawiły mi rozmowy z żywymi świadkami tego wydarzenia, ponieważ mi uświadomiły, że z takimi opracowaniami trzeba się śpieszyć, gdyż ich świadkowie powoli odchodzą i za niedługi okres czasu będzie to już niemożliwe.

 

Niewiele jest pozycji książkowych, na których mogłam się oprzeć lub potwierdzić znalezione przeze mnie informacje. Pomimo, tych i innych trudności, udało się mi zebrać dość dużą liczbę materiałów na podstawie wywiadów, rozmów z różnymi ludźmi, wyjazdów w poszukiwaniu akt, wspomnień w archiwach, bibliotekach a wszystko po to, by poznać prawdę historyczną na temat przebiegu akcji wysiedlenia ludności żydowskiej z terenu Landkomissariatu Kressendorf podczas lata 1942 roku.

Zapewne nie udało się tego dokonać w sposób wyczerpujący, satysfakcjonujący historyka. Niemożliwą rzeczą okazało się bowiem dotarcie i odnalezienie wszystkich dokumentów dotyczących tego tematu. Również niemożliwe było przeprowadzenie wywiadów i rozmów z wszystkimi mieszkańcami wiosek czy miasteczek, którzy przeżyli drugą wojnę światową i pamiętają owe wydarzenia. Bardzo liczyłam na wspomnienia tych osób, miały one wzbogacić zdobyte już wcześniej informacje, niestety niektórzy ludzie niechętnie chcą wracać do tamtych, jakby nie było już, odległych czasów, inni po prostu już nie pamiętają dokładnie, jak to faktycznie się odbyło, ze względu na starość i utratę pamięci. Zdobyte informacje, od nielicznie żyjących żywych świadków tamtych wydarzeń mają tym większą wartość, a niniejsza praca wydaje się być tym cenniejsza. Większość świadków opisanych wydarzeń niestety już nie żyje. Przeżycia tamtych czasów często zabrali ze sobą do grobów, nie przekazując ich potomnym, a szkoda.

Pragnę nadmienić, że świadectwa, wspomnienia i relacje osób, które przeżyły dane wydarzenie lub były jego świadkiem, są ich osobistym, często bardzo subiektywnym przeżyciem i nie zawsze są zgodne z rzeczywistością i obiektywną prawdą historyczną. Wpływ na to wywarły różne czynniki. Jednym z najważniejszych na pewno jest czas. Przykładem na to może być śledztwo rozpoczęte w 1973 roku przez Komisje Badań Zbrodni Hitlerowskich w Krakowie. Po tylu latach od drugiej wojny światowej znaleźli się świadkowie tamtych wydarzeń. Czy potrafili oni z dokładnością opisać wydarzenia z lata 1942 roku? Po trzydziestu latach od tamtych wydarzeniach było to raczej niemożliwe. Ale dzięki ich zeznaniom komisja mogła przynajmniej naszkicować przebieg tamtej akcji.

Innym przykładem rozbieżności może być podawanie różnych dat i liczby zamordowanych w lesie tynieckim osób pochodzenia żydowskiego. Wiadomo na pewno, że wydarzenie to miało miejsce w pierwszych dniach lipca. W jednych dokumentach mowa jest, że był to siódmy, ósmy lipca, w innych dwunasty dzień tego miesiąca. Nie udało się zweryfikować tych dat i ustalić rzeczywistej daty tego wydarzenia, ze względu na to nie podano w pracy konkretnej daty, jedynie ograniczono się do użycia określenia : „w pierwszych dniach lipca”.

W pracy znajdują się także informacje, których niestety nie udało się potwierdzić innym źródłem. Nie wykorzystałam ich w głównej części pracy, ale pokrótce zostały omówione poniżej.

Początkiem marca 2007 roku rozmawiałam z ojcem Jerzym z klasztoru Benedyktynów w Tyńcu na temat wydarzeń z lipca 1942 roku. Obiecał on wtedy, że wypyta o to najstarszego z ojców, ojca Wawrzyńca. Mógł on pamiętać i przekazać jakieś interesujące wiadomości. Ze względu na wiek i chorobę ojca, spotkanie i rozmowa osobista była niemożliwa. Kilka dni później 13 marca 2007 roku doszło do kolejnego spotkania i przeprowadzenia wywiadu z ojcem Jerzym, podczas którego podzielił się zdobytymi informacjami na terenie klasztoru. We wspomnieniach starszych ojców pojawia się nazwisko ojca Piotrowskiego. To do niego podczas wojny mieli przychodzić Żydzi z pobliskich okolic, prosząc o chrzest. Ojciec widząc, co dzieje się na terenie okupowanego kraju, udzielał proszącym chrztu. Robił to między innymi i po to, by w taki sposób ratować życie ludzkie. Mieszkańcy Tyńca do dnia dzisiejszego sądzą, a nawet są pewni, że jakaś części ludzi rozstrzelanych w lesie była ochrzczona, dlatego na grobach zapalają znicze, kładą kwiaty i krzyże.

Ojciec Jerzy opowiedział też historię figury Matki Boskiej umieszczonej na skale w pobliżu grobów. Umieszczono ją tam na początku lat pięćdziesiątych XX wieku. Według relacji benedyktynów postawienie jej właśnie w tamtym miejscu, związane jest z grobami żydowskimi. Trudno mówić tu o objawieniu Matki Boskiej w tym miejscu, był to raczej jedynie głos nakazujący jednemu z ojców benedyktynów spacerującemu po lesie, zbudowanie na skale kapliczki Matki Boskiej, która patrzyłaby z góry na groby i miała je w swojej opiece. Poniekąd tak jest. Wierzący mieszkańcy okolic przychodząc modlić się w to miejsce, odwiedzają zarazem też groby i dbają o nie. Dowodem na to są świeże kwiaty i stale palące się znicze.

Podczas rozmowy z ojcem Jerzym został poruszony również temat Fauera z Piekar. Jego nazwisko widoczne jest na tablicy pamiątkowej. Według ojców i mieszkańców Tyńca już przed wojną był on ochrzczony. Syn Fauera, Stanisław przeżył wojnę i osiedlił się w Tyńcu. Jego córka mieszka tam do dzisiaj, ale nie wyraziła zgody na rozmowę. Podkreśliła, że wszystkie informacje i dokumenty, które znalazła w domu, oddała do opactwa w Tyńcu.

Po wojnie, na skałach w niewielkiej odległości od miejsca zbrodni, pojawiły się jak wspominają mieszkańcy Tyńca i ojcowie benedyktyni, zdjęcia. Przedstawiały one rodziny ofiar lub same ofiary. Nikt jednak dziś nie jest wstanie powiedzieć, jak one się tam znalazły. Jedno jest pewne, ¿e były oprawione w szklane ramki. Ktoś je zlikwidował pod koniec lat sześćdziesiątych, ale do dzisiaj można zobaczyć ich ślady na skałach.

Ojciec Jerzy podał mi także dwa kolejne nazwiska mieszkańców Tyńca, którzy mogliby udzielić jakiś informacji. Przeprowadziłam z nimi rozmowy. Chcieli jednak zachować swoją anonimowość. Podzieli się swoim wiadomościami, wspomnieniami, przeżyciami związanymi z wydarzeniami z początku lipca 1942 roku. Zdobyte informacje stanowiły powtórzenie relacji innych świadków. Nie wniosły nic nowego do mojej pracy. Warto jednak o tym wspomnieć ze względu na fakt, by uświadomić sobie, że chociaż niewielka część mieszkańców Tyńca była naocznymi świadkami tamtych wydarzeń, to prawie wszyscy mieszkańcy żyjący wtedy zostali o tym fakcie poinformowani. Zachowali je w swojej pamięci i przekazują tę historie młodszym pokoleniom.